sobota, 24 października 2009

Rozdział 3

Alice znikneła na ułamek sekundy, a kiedy wróciła, miała w rękach małe pudełko z tajemniczą zawartością.
-Proszę. No otwieraj, otwieraj!- Popiskiwała przeszczęśliwa ciocia.- To ode mnie i Jaspera.
-Opanuj się Alice.- Upomniała Esme.
Szybko rozerwałam papier, i moim oczom ukazało się pudełeczko, które zaraz otworzyłam.
Był tam jeden z siedmiokolorowych iPod’ów firmy Apple. Mój był zielony.
Udany prezęt! Mój odtwarzacz MP3 był już strasznie stary!
Rzuciłam się Alice na szyję i krzyknęłam:
-Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Nie ma za co.- Odpowiedziała uradowana.
Kiedy znowu usiadłam, Jacob wyją coś z tylnej kieszeni swoich szortów.
-Wszystkiego najlepszego!- Uściskał mnie, nie bacząc na to, że prawie mnie zmiażdżył.
Czasami po prostu zapominał, że mam trochę bardziej kruche kości od wampirów.
W tym samym czasie wsuną mi na palec pierścionek. Był śliczny, szeroka obrączka wykrawany na wzór kwiatów od środka. Pasował idealnie.
-Dzięki Jake.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko i przeniosłam wzrok na rodziców, chcąc zbadać ich reakcję, ale zachowywali się normalnie…
-A co? Myślałaś, że zabronimy mu dać prezent, czy że twoja matka rzuci się na niego jak kiedyś?- Zapytał tata z sarkazmem, czytając moje myśli. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a mama się zawstydziła, bo wszyscy przypomnieli sobie sytuację, kiedy jeszcze byłam mała, a mama się rzuciła na Jacob, bo się we mnie wpoił! Ja tez się śmiałam.
-Nie no, w sumie nie wiem, czego się spodziewałam…- Zaczęłam się jąkać, i wszyscy znowu wybuchneli śmiechem. Teraz podeszła do mnie Rosalie- po prostu najpiękniejsza osoba na świecie, i Emmett- najzabawniejszy wampir na świecie. Misiowaty wujcio trzymał coś za plecami, ale nie mogłam dojrzeć, co to takiego.
-Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat niechaj żyje nam, HEJ!- Zaśpiewał Emmett, i po raz kolejny cała moja rodzina pokładała się ze śmiechu!!! Rose wręczyła mi wyrwany przed chwilą pakunek Emmett’owi, i okazało się, że to super nowoczesna wieża. Mogłam słuchać muzyki godzinami, a kiedy nie słuchałam, to mruczałam sobie coś pod nosem. Podziękowałam im i wyciskałam. Następni byli Carilise, który już wrócił ze szpitala, i Esme, moja przyszywana babcia. Nazywałam ich po imieniu, bo dziwnie by brzmiało, jakbym do trzydziestolatka mówiła „dziadku”. Ale do rodziców nie mogłam mówić po imieniu, mimo, iż mieli oni po 17-18 lat. Trudno, nie sprzeczałam się z nimi, bo i tak bym przegrała…
Carilise i Esme podarowali mi wypasiony telefon komórkowy. Serdecznie im podziękowałam, bardzo ich kocham, są wspaniali. Wreszcie przyszedł czas na moich rodziców.
-Nasz prezęt jest już w twoim pokoju.- Oświadczyła mi mama.
-Co to?
-Idź do pokoju, to się przekonasz.
Pognałam do pokoju, i zauważyłam, że nie ma tu już mojego starego (ciut za małego jak dla mnie) łóżka!
Stało natomiast ogromne, podwójne, śliczne metalowe łóżko z materacem wodnym!!!
-Czad!!!!!!!!!!- Krzyknęłam i rzuciłam się na moje nowe łoże.
Zbiegłam na dół i uściskałam moich kochanych rodziców. Wiedzieli, co chcę dostać.
-No, to czas na tort!- Zawołała z kuchni Alice.- Śpiewajcie!
I wszyscy na komędę mojej zwariowanej cioci zaczęli śpiewać „Sto lat, sto lat!” a Alice wyłoniła się z kuchni razem z wielkim(nie wiem po co, co tylko ja i Jacob jemy ludzkie jedzenie, a ja preferuję krew) tortem. Kiedy skończyli, zdmuchnęłam świeczki, i pomyślałam życzenie:
„Niech moja rodzina będzie zawsze szczęśliwa!”- I mój tata się do mnie uśmiechną, bo wyczytał z moich myśli moje życzenie. Na szczęście nie zmuszali mnie do zjadania tortu, wiec moja porcję zjadł Jacob, i był tym faktem zachwycony. Widocznie bardzo mu smakował to ciasto.
Resztę wieczoru przegadaliśmy, ale końca nie pamiętam, bo chyba usnęłam wtulona w Jacoba…

1 komentarz:

Kulturalnie mi sie wyrarzać, bo komentarz usunę :)