To mój najdluższy rozdzial, jak dotychczas. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Tutaj dużo się dzieje...;)
__________________________
-Nessi, wstawaj. No, dalej.- Szeptała Alice delikatnie mnie potrząsając.
-Mmm…? Co?- Wymamrotałam.
-Idziemy na zakupy, nie pamiętasz? Tak, skleroza nie boli.- Zachichotała chochlikowata ciotka.
-Taaa… Przełożymy to?
-Przemyślę to.- Pięć sekund przerwy- NIE!!! WSTAWAJ! Bo zawołam Emmetta.- Słysząc taka groźbę, od razu wyskoczyłam z łóżka. Pobiegłam do łazienki przygotować się do naszego wypadu. Jak zeszłam na dół wszyscy siedzieli na sofach. Jak zwykle. Alice z Leoną pewnie już na mnie czekały w garażu. Ubrana byłam w lśniące czarne leginsy w duże białe gwiazdy, białą bawełniana bluzkę do pół-dupka z aplikacjami imitującymi naszyjniki i okulary przewieszone przez dekolt, na to koszula w czarno-blado różową kratkę i do tego lśniące srebrne adidasy. Włosy zaczesałam z grzywką i podprostowałam, ale i tak się kręciły. Delikatnie. Na dole od razu zauważyłam wymowne spojrzenie Rose.
-Alice bierze to na siebie!- Krzyknęłam, i w nadnaturalnym tempie zbiegłam do garażu. Za sobą usłyszałam gromkie śmiechy mojej rodziny.
-Rany, Ness, ile można na ciebie czekać?!- Zdziwiło mnie to, że w głosie Leony pobrzmiewała nuta zniechęcenia. Zakupy były dla niej aż tak ważne? A może mi się wydawało?
-Zaspałam, przepraszam.- Powiedziałam wsiadając do poślubnego samochodu mamy. Lubiłam go. Był prawie tak super, jak żółte porshe Alice. Ale nie wolno nam było nim jeździć w mieście, i chowamy go. Moim zdaniem, on się po prostu marnuje!
-Gdzie jedziemy?- Leona chyba nie rozpoznała okolicy, którą właśnie mijałyśmy.
-Do centrum, a gdzie indziej można nakupić tyle ciuchów?- Spytała Alice retorycznie.
Dojechałyśmy. Chodziłyśmy po sklepach dobre dwie i pół godziny. Kupiłyśmy nie tylko ciuchy dla Leony, ale też kosmetyki, perfumy i kilka par butów. Ja dla siebie jakoś nic nie wypatrzyłam. Nie miałam nastroju do zakupów. Ciągle zastanawiałam się nad tym, dlaczego Leona była taka opryskliwa. Nie znałam jej od tej strony. Ale znałam ją już pół roku. To chyba wystarczający czas, aby kogoś dobrze poznać, i zobaczyć, jaki jest, prawda? W każdym razie, kiedy wróciłyśmy wysłałam Alice pierwszą, żeby Rosalie się na mnie nie rzuciła za kradzież prostownicy. Ona w ogóle jej nie używała! Jak to Jacob kiedyś określił:
„Jak mała dziewczynka, która ma mnóstwo zabawek, ale nikomu nie pozwala się nimi bawić.”
Czasami faktycznie się tak zachowywała. Ale i tak ja lubiłam.
Po ponownym przymierzeniu wszystkich ciuchów w domu, Alice odwiozła Leone do jej domu. Ja zostałam, żeby odrabiać lekcje. Nie tknęłam ich, od piątku. Poszło mi szybko. Zalewie w pół godziny. Z powrotem zeszłam na dół.
-Wiecie może, kiedy wraca Jacob?- Zapytałam, siadając na kanapie.
-Oby jak najpóźniej…- Mruknęła Rose. A tak w ogóle, to oni tak się nie lubią, bo Jacob dla wampirów śmierdzi, i na odwrót oczywiście, ale też, dlatego, że Rosalie za wszelką cenę chciała mnie uratować. Nie dbała jednak o moją mamę. Jacob mi mówił, że zależało jej tylko na dziecku,(czyli na mnie) a nie na dobru mamy. Mi ciężko było ocenić, czy powinnam być na nią zła. Przecież gdyby nie ona, tata- i Jacob by go poparł- kazałby Carilisowi przeprowadzić aborcję, i nie byłoby mnie dziś na tym świecie.
-Za piętnaście minut ma wyjeżdżać. Dzwonił.- Mama tym razem udzieliła mi poprawnej odpowiedzi.
-I ile zajmie mu ta podróż?- Dążyłam.
-Zależy jak na drogach, a Alice nie da rady przewidzieć czegokolwiek z udziałem Jacoba, przecież wiesz.
-No tak.
-Ale najpóźniej w nocy.
-No to im wcześniej się położę, tym wcześniej go zobaczę.- Wywnioskowałam szybko, i zerwałam się z miejsca- To do jutra!
-Dobranoc.- Odpowiedział mi tata.
Kiedy z podekscytowania powrotem Jacoba wstałam o szóstej, on siedział w nogach mojego łóżka.
-Jacob!- Wykrzyknęłam radośnie. Rzuciłam mu się na szyję, i przytuliłam, jak najmocniej umiałam.
-Tak, ja też tęskniłem.- Zaśmiał się.
-Kiedy wróciłeś?
-Dwie godziny po tym, jak zasnęłaś. Nie chciałem cię budzić.- Wyjaśnił od razu.
-Tak się cieszę, że wróciłeś! A teraz złaź na dół, muszę się ubrać.- Pokazałam mu język, i wypchnęłam go za drzwi. Dziś mój wybór padł na czarną, obcisłą tunikę, czerwono-czarną koszule w kratkę i ciemno szarą skórzaną kurtkę. Do tego matowe, czarne leginsy z białymi różami i białe baleriny. Książki do szkoły spakowałam w dużą, wyszywaną srebrnymi cekinami torbę. Kiedy zeszłam na dół, o dziwo wszyscy jeszcze siedzieli w salonie na kanapach rozmawiając. Oni tez nie kryli zdumienia, widząc mnie tak wcześnie na dole.
-Co się stało, księżniczko?! Miałem nadzieję użyć dzisiaj wiadra z zimną wodą na pobudkę, a ty właśnie dziś wstajesz tak wcześnie?! Edward! Powiedziałeś jej!?!- Emmett był zawiedziony. Czasami nazywał mnie sarkastycznie „księżniczką”, bo miałam wszystko, czego chciałam.
-Przykro mi, że cię zawiodłam, Em! I tata nic mi nie mówił. To, która jest godzina, jeśli jeszcze tu jesteście?
-Za piętnaście ósma.- Odpowiedział Jasper.- No właśnie, powinniśmy już jechać. Chodźmy.- Lubiłam Jaspera. Dla niektórych wydawał się straszny, ale nie dla mnie. Był bardzo zabawny. Jak się czasami przekomarzał z Emmettem, to boki zrywać!
-Tak, jedźmy już. Nie mogę się doczekać, jak Leona będzie dzisiaj wyglądać?
-Co jej zrobiłyście?!- Zapytała Jacob, który udawał się właśnie do garażu.
-Oj, od razu:, „co jej zrobiłyście?”. My jej pomogłyśmy! Nie wygląda jak jakaś porażka.- Odpowiedziała za mnie Alice. Ona już nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy Leonę na żywo. Pewnie i tak już wszystko widziała w wizji.
Prawie wyskoczyłam z samochodu. Z daleka zobaczyłam Leo, i podbiegłam do niej, a za mną Jake, oczywiście. Wyglądała przepięknie! Miała na sobie modne skórzane leginsy, do tego turkusowe szpilki z czerwona podeszwą, ale oryginalny Louboutin to na pewno nie był! No, ale nieważne. Miała jeszcze bufiastą, wzorzysta bluzkę i delikatny makijaż. Tym razem została przy swoim mini- afro. Wyglądała nieziemsko. Zarejestrowałam, że wpojony we MNIE wilkołak wybałuszył gały na widok Leony tak, że zaraz by mu wypadły. Nie dobiegłam nawet do szatni, jak zatrzymałam się, i dałam Jacobowi sójkę w brzuch tak mocno, jak tylko umiałam. Chyba coś poczuł?
-Co się tak na nią gapisz, co?- Zapytałam wkurzona, jak nigdy! Tak! Byłam zazdrosna!
-Ness, spokojnie.- Zauważył, że wytrącił mnie tym z równowagi.
-Co spokojnie, co spokojnie? Dlaczego się na nią tak gapisz, pytam się?!- Do moich oczu napłynęły łzy, ale udało mi się je stłumić; na szczęście.
-Nie gapię się na nią, bo mi się podoba, tylko bardzo się zmieniła, to znaczy, wy ją bardzo zmieniłyście.- Wydał mi się szczery. Objął mnie i przytulił, całując mnie przy okazji w czubek głowy.
-Przepraszam. Przesadziłam z tą reakcją. Wybaczysz mi?
-Przepraszasz mnie za to, że byłaś zazdrosna? Pamiętaj, kocham tylko ciebie.
Leona nie widziała, ani nie słyszała tej sceny, ale najwyraźniej zarejestrowała, jak na początku Jacob na nią patrzył. Chyba była z tego zadowolona. Wreszcie podeszliśmy do niej, i przywitałam ją sekundę przed tym, jak zrobił to Jake, ale to tylko na niego patrzyła! Czułam się jak powietrze. Niemiłe. Dziwne. Ona nigdy nie była taka nieuprzejma. Chyba nie tylko ciuchy jej przemieniłyśmy… A to może wyjść na minus.
Kiedy już się przebrałam, we wzdychaniach koleżanek, jak to Leona świetnie wygląda, wyszłam na salę gimnastyczną. Czekał tam na mnie Jacob. Mieliśmy dzisiaj grac w siatkówkę: jeden na jeden.
Chyba oczywistym było, że będę w parze z Jacobem, ale widocznie nie dla wszystkich.
Leona bezczelnie wepchnęła się przedemnie, kiedy byłam już metr od Jake’a.
-Hej, Jacob, może chcesz być ze mną w parze?- Spytała wdzięcząc się do niego jak jakaś lafirynda!
-Eee... Nie, dzięki, jestem w parze z Ness.- Odpowiedział zdziwiony tak jak ja, jej pytaniem.
-A, no okej. Ale jak byś zmienił zdanie, to jestem chętna.- Znowu była bezczelna!!! Stałam zaraz za nią!!! Wiedziała, że ja słyszę! Czułam, że zrobiłam się cała czerwona od tej wściekłości.- Wiesz, polubiłam cię… Nawet bardzo. Może chciałbyś kiedyś gdzieś wyskoczyć?- Uśmiechnęła się do niego, i złapała za rękę, a on stał oniemiały. Był w większym szoku niż ja, a Leona, ta psycholka uznała milczenie za zgodę!!!
-To widzimy się w sobotę o ósmej?
Miałam dość. Wyszłam ze szkoły. Trudno, pomyślałam. Powiem, że zaspałam, i nie przyszłam na pierwszą lekcję. Pobiegłam na ławeczkę, która stała nad rzeczką niedaleko stąd, ale wystarczająco, żeby się ukryć. Tym razem nie tamowałam łez. Nie miałam szans. Ogarniał mnie przeraźliwy smutek i wrażenie odrzucenia. Trzęsłam się z zimna. Nie siedziałam tam długo sama, bo Jacob w końcu mnie znalazł.
Od razu mnie przytulił i posadził sobie na kolanach. Byłam skulona z zimna, ale to za chwilę miało przestać mi przeszkadzać, bo Jacob miał stałe 42 stopnie. Nie sposób było przy nim zmarznąć.
Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. Szlochałam cicho, a on próbował mnie rozgrzać.
-Przepraszam.- Odezwał się w końcu.
-Nie masz, za co. To moja wina, zareagowałam za mocno. Znowu.
-Jesteś na mnie jeszcze zła?- Spytał, bojąc się, że odpowiedź może być twierdząca.
-Żartujesz? Ja w ogóle nie byłam zła na ciebie. Tylko na tę zołzę!
-Od razu powiedziałem, że nie ma, co liczyć na tą randkę, bo jestem z tobą, i że nie ma mowy, żebym cię zostawił. Trochę się na niej wyżyłem.
-Dziękuję.
-Za co?
-Sama nie wiem. Za to, że jej nagadałeś.- Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Wracamy na lekcje?- Spytał już bardziej rozluźniony.
-Nie, chcę iść do domu.
-No, to idziemy.
I tak, kiedy już oddaliliśmy się wystarczająco od siedzib ludzkich, Jake zamienił się w wilka, a ja wsiadłam mu na grzbiet, i pojechaliśmy prosto do domu. Tylko przekroczyłam próg, jak usłyszałam dzwonienie mojej komórki. To musiała być Alice. Miałam rację.
-Halo?
-Nessi, widziałam, że uciekasz. Wszystko w porządku?- Była zatroskana.
-Tak, przepraszam was. Wiesz, co? Przemiana Leony, to była najgorsza decyzja, jaka mogłyśmy podjąć.
-Aha, już ją spotkałam. Zachowywała się, jakby nas nie widziała.
-To samo było ze mną. Teraz, ona widzi tylko Jacoba.- Znów się wściekłam.
-Co?- Usłyszałam dzwonek w telefonie- Muszę kończyć. Pogadamy w domu, okej? Pa.- Rozłączyła się, nie czekając na moja odpowiedź.
Wiem tylko, że chcę stąd wyjechać jak najszybciej się da.
Ale najpierw, muszę coś załatwić…
sobota, 21 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudowny roździał!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńLeona to naprawdę lafirynda. Zachowałą się jak ostatnia szmata!!!! Już nie mogę sie doczekać nastepnego roździału! Jestem ciekawa o co chodziło Nessie z tymi ostatnimi słowami... Kama
Cudeńko!
OdpowiedzUsuńNo po prostu...
;)
uu robi się ciekawie !
OdpowiedzUsuńdobrze że Jake jej nagadał !
zołza !