No, był najdłuższy rozdział, to jest i najkrótszy. :) Jako tak mi za bardzo nie wyszedł...
Oceńcie sami:)
______________________
„Przyjaciel to ktoś, kto po odebraniu telefonu ze słowami: -Jestem w więzieniu w Meksyku. Odpowiada:
-Nie martw się, zaraz tam będę.”
Niesamowite, jak jedna osoba może zmienić się pod wpływem zmiany stylu.
Leona zmieniła się w bezczelną zołzę, i niestety zawdzięczam to tylko sobie. Ale nie chciałam jej zmienić w ten sposób. Chciałam, żeby poczuła się lepiej we własnej skórze.
Zawiodłam się na niej na całej linii. Byłyśmy przyjaciółkami, a ona zepsuła to w kilka minut.
Jak mogła podrywać Jake’a przed moimi oczyma?! I to tak… Ach… Brak mi słów!!!
Ona się zachowywała jak jakaś zmanierowana modelka! Po prostu jestem w otchłani smutku i wściekłości.
Leżałam tak bez poczucia czasu, w ramionach Jacoba płacząc jak dziecko.
W końcu usłyszałam otwierające się drzwi, i Alice, która mówiła coś o jakimś mieście, Castle Cary?
Nie interesowało mnie to. Chciałam tam zejść, i oświadczyć, że nie mam zamiaru zostać tu ani dnia dłużej.
-Ness, chodź, zejdziemy na dół, jak im powiesz, co się stało, na pewno ci ulży.- Powiedział wreszcie Jake. Nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam i weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.
Wyglądałam okropnie. Miałam czerwone obwódki wokół oczu i całe mokre policzki od łez.
Umyłam twarz, wzięłam kilka głębokich wdechów i wreszcie wyszłam.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Jacoba, wzięłam go za rękę i razem zeszliśmy do reszty rodziny.
Wszyscy patrzyli na mnie z dziwnym zrozumieniem. Teraz zdawało mi się, że moją histerią nie powinni przejmować się również moi bliscy. Czułam się dziwnie, bo oni przejmowali się „moją tragedią”.
-Renesmee, postanowiliśmy wyjechać. Nie chcemy, abyś rzuciła się na Leonę z wściekłości.- Pod koniec prawie się uśmiechną. Poczułam, że nagle robię się rozluźniona. Spojrzałam na Jazz’a. Uśmiechną się.
-Wybraliśmy małe miasteczko. Nazywa się Castle Cary- Teraz już wiem, o co chodziło wtedy, kiedy Alice to mówiła- Jest w Anglii. Spakujemy się, i wyjedziemy jak najszybciej. W sumie i tak planowaliśmy niedługo stąd wyjechać.- Esme mi to wyjaśniła. Z jej ust wszystko brzmiało rozsądnie i spokojnie.
-Okej…- Jeszcze nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czy Jacob pojedzie razem z nami? Czy będę jeszcze miała okazję przywalić Leonie? O tym teraz marzyłam! Przywalić w tą jej zmanierowaną „twarzyczkę”!!!
Tata oczywiście zaczął się ze mnie śmiać. No nie! Czyli nie pozwolą! Cholera…
-Myślisz, że pozwolilibyśmy ci zmasakrować ją tak, że poszłaby na policję? Jesteś za silna. Złamałabyś jej szczękę.-przez śmiech powiedział ojczulek… Zawsze czytał mi w myślach, w najmniej odpowiednim momęcie... –Tak, mam wyczucie.
-Mógłbyś zacząć czytać myśli… No nie wiem… Kogokolwiek, tylko nie moje?!
-Jasne, że bym mógł, ale twoje należy śledzić, bo mogłabyś złamać komuś szczękę!- I tata znowu zaczął rżeć, a reszta popatrzyła na niego dziwnie, bo przecież nikt inny nie wiedział, o co chodzi.
No, to nie załatwię mojej „sprawy”. A tak bardzo chciałam dać do wiwatu tej dwulicowej wiedźmie!
Trudno, muszę o tym zapomnieć. Niedługo mamy się przeprowadzić do nowego miejsca. Poszukam o nim trochę w Internecie, może są tam jakieś ciekawe atrakcje, albo, chociaż kino…
Spać poszłam dzisiaj dziwnie wściekła. Pewnie dlatego, że nie będę mogła wygarnąć Leonie, jakim jest zrąbanym stworzeniem…
środa, 25 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Już nie mogę się doczekać ich przeprowadzki! Ciekawe, jak im będzie w tym całym Castle Cary... ;D
OdpowiedzUsuńKurcze musiał akurat teraz czytać?!
OdpowiedzUsuńMiło by było przeczytać o zmasakrowanej twarzy Leo:) Castle Cary;) Kama