środa, 25 listopada 2009

Rozdział 12

No, był najdłuższy rozdział, to jest i najkrótszy. :) Jako tak mi za bardzo nie wyszedł...
Oceńcie sami:)
______________________
„Przyjaciel to ktoś, kto po odebraniu telefonu ze słowami: -Jestem w więzieniu w Meksyku. Odpowiada:
-Nie martw się, zaraz tam będę.”


Niesamowite, jak jedna osoba może zmienić się pod wpływem zmiany stylu.
Leona zmieniła się w bezczelną zołzę, i niestety zawdzięczam to tylko sobie. Ale nie chciałam jej zmienić w ten sposób. Chciałam, żeby poczuła się lepiej we własnej skórze.
Zawiodłam się na niej na całej linii. Byłyśmy przyjaciółkami, a ona zepsuła to w kilka minut.
Jak mogła podrywać Jake’a przed moimi oczyma?! I to tak… Ach… Brak mi słów!!!
Ona się zachowywała jak jakaś zmanierowana modelka! Po prostu jestem w otchłani smutku i wściekłości.
Leżałam tak bez poczucia czasu, w ramionach Jacoba płacząc jak dziecko.
W końcu usłyszałam otwierające się drzwi, i Alice, która mówiła coś o jakimś mieście, Castle Cary?
Nie interesowało mnie to. Chciałam tam zejść, i oświadczyć, że nie mam zamiaru zostać tu ani dnia dłużej.
-Ness, chodź, zejdziemy na dół, jak im powiesz, co się stało, na pewno ci ulży.- Powiedział wreszcie Jake. Nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam i weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.
Wyglądałam okropnie. Miałam czerwone obwódki wokół oczu i całe mokre policzki od łez.
Umyłam twarz, wzięłam kilka głębokich wdechów i wreszcie wyszłam.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Jacoba, wzięłam go za rękę i razem zeszliśmy do reszty rodziny.
Wszyscy patrzyli na mnie z dziwnym zrozumieniem. Teraz zdawało mi się, że moją histerią nie powinni przejmować się również moi bliscy. Czułam się dziwnie, bo oni przejmowali się „moją tragedią”.
-Renesmee, postanowiliśmy wyjechać. Nie chcemy, abyś rzuciła się na Leonę z wściekłości.- Pod koniec prawie się uśmiechną. Poczułam, że nagle robię się rozluźniona. Spojrzałam na Jazz’a. Uśmiechną się.
-Wybraliśmy małe miasteczko. Nazywa się Castle Cary- Teraz już wiem, o co chodziło wtedy, kiedy Alice to mówiła- Jest w Anglii. Spakujemy się, i wyjedziemy jak najszybciej. W sumie i tak planowaliśmy niedługo stąd wyjechać.- Esme mi to wyjaśniła. Z jej ust wszystko brzmiało rozsądnie i spokojnie.
-Okej…- Jeszcze nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czy Jacob pojedzie razem z nami? Czy będę jeszcze miała okazję przywalić Leonie? O tym teraz marzyłam! Przywalić w tą jej zmanierowaną „twarzyczkę”!!!
Tata oczywiście zaczął się ze mnie śmiać. No nie! Czyli nie pozwolą! Cholera…
-Myślisz, że pozwolilibyśmy ci zmasakrować ją tak, że poszłaby na policję? Jesteś za silna. Złamałabyś jej szczękę.-przez śmiech powiedział ojczulek… Zawsze czytał mi w myślach, w najmniej odpowiednim momęcie... –Tak, mam wyczucie.
-Mógłbyś zacząć czytać myśli… No nie wiem… Kogokolwiek, tylko nie moje?!
-Jasne, że bym mógł, ale twoje należy śledzić, bo mogłabyś złamać komuś szczękę!- I tata znowu zaczął rżeć, a reszta popatrzyła na niego dziwnie, bo przecież nikt inny nie wiedział, o co chodzi.
No, to nie załatwię mojej „sprawy”. A tak bardzo chciałam dać do wiwatu tej dwulicowej wiedźmie!
Trudno, muszę o tym zapomnieć. Niedługo mamy się przeprowadzić do nowego miejsca. Poszukam o nim trochę w Internecie, może są tam jakieś ciekawe atrakcje, albo, chociaż kino…
Spać poszłam dzisiaj dziwnie wściekła. Pewnie dlatego, że nie będę mogła wygarnąć Leonie, jakim jest zrąbanym stworzeniem…

2 komentarze:

  1. Już nie mogę się doczekać ich przeprowadzki! Ciekawe, jak im będzie w tym całym Castle Cary... ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze musiał akurat teraz czytać?!
    Miło by było przeczytać o zmasakrowanej twarzy Leo:) Castle Cary;) Kama

    OdpowiedzUsuń

Kulturalnie mi sie wyrarzać, bo komentarz usunę :)