piątek, 27 listopada 2009

Rozdział 13

Taki dzisiaj "ubraniowy"...;)
__________________________________________
Dzisiaj byłam już spokojna. Nabrałam do wszystkiego dystansu, wiedziałam, że zachowuje się głupio, ale nie zmieniłam decyzji, co do wyjazdu. Jake najwyraźniej jechał razem z nami, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo zaczął się pakować. Na podróż wybrałam czarną bluzkę z białymi napisami, szarą skórzaną kurtkę i turkusowe rurki w kratkę.
Pakowałam swoje rzeczy składając je najpierw. Stare, za małe ciuchy odkładałam do specjalnie przeznaczonego kartonu. Alice miała jakiś szósty zmysł! Po prostu nie znosiła, kiedy ktokolwiek zakładał jedną rzecz chociaż dwa razy! Czasami mi to nie przeszkadzało, ale niektóre ubrania naprawdę lubiłam, na przykład czarną, za dużą na mnie kamizelkę, którą ukradłam Emmettowi.. Pasuje do wszystkiego. Za nic, nie oddam jej Alice! Trudno, jakoś będzie musiała to przeżyć. Najgorzej z Alice, to ma mama. Ona nienawidziła mody! Po prostu jej nie obchodziła, a Alice i tak stara się ją „nawrócić”, a mama opiera się jak tylko może. Osobiście, ja nie stronię od mody, ale mam też swój określony styl. Lubię kolorowe leginsy i rajstopy, skórzane kurtki, rurki, kapelusze, getry, śmieszne sukienki, szale/chustki, kamizelki i duże kolorowe torby. Mama też ma swój określony styl ubierania się, ale ona nie chce go ani urozmaicać, ani zmieniać. Czasami, jak jest jakaś impreza, to nie upiera się przy swoim, i daje Alice wybrać, a raczej kupić sobie nowe ciuchy. Wtedy wygląda- ośmielę się stwierdzić- lepiej od Rosalie. Ale na głos nigdy tego nie powiem, bo by mnie na miejscu zabiła! Jest strasznie przewrażliwiona na swoim punkcie. Ale nie w taki sposób, że ma kompleksy, tylko w sęsie, że ona uważa, że każdy normalny powinien się nią zachwycać, podziwiać.
Nie mogłaby znieść, że ktoś uważa, że nie jest najpiękniejszą osoba na świecie.
Ubierała się ona w eleganckie rzeczy, ale bez przesady… Umiarkowana elegancja. Tak określiłabym jej styl.
Rose miała przepiękny naszyjnik z godłem Cullenów. Każdy takie miał. Alice na wstążeczce, też jako naszyjnik. Tata, tak jak Jasper i Emmett mają godło na skórzanej branzalecie, które przypominały frotki. Esme też miała branzeletę, ale na dwóch metalowych kołach. Carilise posiadał natomiast sygnet. Mama dostała takie godło niedawno. Była to branzaleta, taka sama jak ma Esme, tyle, że jej ma trzy metalowe obręcze, a Esme ma dwie. Ja jeszcze nie dostałam takiego godła. Ciekawe dlaczego? Może muszę skończyć osiemnaście lat? A tak w ogóle, to całe godło przedstawia lwa zwróconego w lewa stronę. Nad nim jest dłoń, a pod nim są trzy… Eee… liście? No, w każdym razie jestem ciekawa, co te wszystkie „symbole” oznaczają.
Wracając, to wszyscy mężczyźni tego domu -nie wliczając oczywiście Jacoba- podporządkowywali się Alice, jeśli chodzi o ubiór. A i tak praktycznie zawsze mieli na sobie koszulę i dżinsy, albo jakieś inne spodnie. Ale oczywiście nie te same, nie… Bo Alice by ich zabiła! Kto by pomyślał?! Czterech facetów słucha się drobnej dziewczyny, jak się ubrać! Dobrze, że chociaż jedna mama nie daje się zastraszyć Al. Przynajmniej mnie wspiera, kiedy chcę włożyć coś, co już kiedyś miałam na sobie, a ciotunia protestuje.
-Nessi, jesteś gotowa?- Usłyszałam z dołu głos Emmetta.
-Żartujesz?! Dopiero połowę rzeczy poskładałam! Zanim to wszystko wożę do walizki, to zajmie jakąś godzinę! Ja nie poruszam się z taką szybkością jak wy!
-No to zawołam Alice i Bellę, spakują cię.
-Dobra, dla mnie bomba!- Uśmiechnęłam się szeroko. Nie minęło dziesięć sekund, jak obydwie stały już nademną. Od razu zabrały się do pakowania, a ja wycofałam się, bo raczej nie potrzebowały mnie do pomocy.
No, to zeszłam na dół do garażu, gdzie Jazz i tata starali się upchać wszystkie walizki do bagażników.
-To jest niewykonalne!- Jękną Jasper.
-Po co im tyle tego wszystkiego! Przecież to, co zabieramy my, to ¼ tego, co zabierają one!
-Ale my lubimy mieć wszystko przy sobie.- Wyjaśniłam.
-To po co macie sklepy? To całe Castle Cary wcale nie jest takie małe.- Znowu pożalił się wujcio.
-Tak, jasne! Sprawdzałam! Nie ma tam nawet żądnego centrum handlowego! To jakaś wieś!
-Pożyjemy, zobaczymy…- Tym razem włączył się tata.- Dziewczyny! Złaźcie, albo jedziemy bez was!- Zagroził.
-No przecież już jesteśmy, jesteśmy…- Powiedziała z nienacka pojawiając się mama. Nagle wszyscy pojawili się w garażu. Chyba faktycznie się przestraszyli tej groźby taty? Może kiedyś już tak naprawdę zrobił? Jacob objął mnie ramieniem, poszliśmy do samochodu taty. Reszta jakoś tam się zapakowała. No właśnie, „pożyjemy, zobaczymy…”. Mimo to, że poczytałam o miejscu, gdzie się przenosimy, ciągle miałam wrażenie, że spotka mnie tam cos niesamowitego…

2 komentarze:

  1. Superblogasssssssssss... Czekam na nastepne kawalki i dalszy rozwoj akcji. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny roździał:) Dużo o ciuchach, ale to nie szkodzi. Już blisko Castle Cary...
    Tym razem Jacob będzie mieszkał z nimi czy może znów wynajmie coś??
    Kama

    OdpowiedzUsuń

Kulturalnie mi sie wyrarzać, bo komentarz usunę :)