czwartek, 21 stycznia 2010

Rozdział 18

Specjalnie dla Kamili :*
Z zachętą, żeby wreszcie co napisala, i opublikowała!!!! :D:D:D
______________________________
- Nie wiem, jakim cudem udaje się wam wytrzymać bez ludzkiej krwi. – zwierzał się nam, a raczej mi, ze swojego pierwszego wegetariańskiego polowania. Tak go to podniecało, czy co? Mówił tak całą drogę powrotną, i teraz zazdrościłam Jake’owi, że jako wilk nie może mówić, i nie musi odpowiadać, tak jak ja…
- Ta, jakoś się to wytrzymuje. Chociaż nie ma porównania. Ale przynajmniej nie mam uczucia, że jestem bezdusznym mordercą. – w tej chwili spojrzałam na niego właśnie jak na mordercę, zbrodniarza. – Wiem, jaka jest różnica, bo kiedyś próbowałam ludzkiej krwi…
-Ha! A mówiłaś, że nie zabijałaś ludzi? Wyszło szydło z worka, co?! – tak się cieszył, że mnie „przyłapał”, że wkurzał mnie jeszcze bardziej, bo zachowywał się jak jakiś bachor! Spojrzałam na niego z pogardą(Jacob zdążył jeszcze groźnie warknąć, ale Trist go zignorował) i wywróciłam oczami.
- Tak, i co jeszcze?! Rany, ale z ciebie kretyn! Poznałam smak ludzkiej krwi, kiedy jeszcze byłam niemowlęciem, i wyobraź sobie, że nikogo jeszcze nie zamordowałam! – zatkało go.
- To jak…
- Normalnie! Carilise jest przecież lekarzem. Może kupować krew! Gromadzili dla mnie zapasy, żebym mogła się normalnie rozwijać! Ogarnąłeś już?! – na końcu po prostu się na niego wydarłam, nie przerwałam jednak biegu w szaleńczej prędkości.
-Eee… no sory, że tak się wyśmiewałem… Głupio mi… Wybaczysz mi? – zapytał z czułością, łapiąc mnie za rękę, bynajmniej nie żeby mnie przeprosić, tylko jak gdyby już wcześniej to wszystko zaplanował. Chyba nie tylko ja doszłam do takich wniosków.
Jacob zaczął przeciągle warczeć w taki sposób, że nawet ja przestraszyłam się nie na żarty. Spojrzałam na wielkiego basiora obok mnie, i jeszcze bardziej się przeraziłam. Oczy wilkołaka miotały pioruny, jego czarne ślepia wręcz płonęły ogniem z nienawiści. Pomyślałam, że zaraz się na niego rzuci, i urwie mu łeb. Czym prędzej wyrwałam rękę z uścisku Tristan, i położyłam ją na karku(bo do głowy nie dosięgałam) rdzawobrązowego wilka. Pod wpływem mojego dotyku zawsze się uspokajał. Pewnie dla tego, że czół przy sobie moją obecność, wiedział, że nic mi nie grozi. Na szczęście! Gdybym nie znała tego „patentu” nie wiem, jak ta sytuacja by się skończyła. Kiedy poczułam, że Jake się uspokoił, zwróciłam się do Tristan.
- Kurna, co ty robisz? Samobójstwo planujesz, czy co?!!! – znowu się na niego darłam, ale on w ogóle się co do mnie nie zniechęcał. Nie wiem, dlaczego.
- E, tam. Przesadzasz. Tylko cię przeprosiłem. – dlaczego był taki spokojny?!
- Tak, oczywiście, tylko przeprosiłeś. Lepiej wracajmy już do domu. – pod koniec zdania wręcz warknęłam. Jake od razu mi przytaknął, głośnym szczeknięciem.
- Okej. – tym razem bez entuzjazmu! Hurra! Co za sukces!
Kiedy już wróciliśmy poszłam prosto do mojego pokoju. Miałam nadzieję, że nikt z rodziny siedzącej w salonie mnie nie zatrzyma.
- Hej, Ness, coś się stało? – ta Alice! Nie uda się bez przesłuchania? Żeby się udało, żeby się udało… Tato, dajcie spokój! Niech Jake przyjdzie do mnie.
- Nie. – burknęłam. I jak najszybciej potrafiłam iść w ludzkim tempie, weszłam schodami na górę, do mojego pokoju. Dzięki tato, pomyślałam. Jacob już wchodził na górę, poznałam jego ciężkie kroki. Też był zły. Byłam tego pewna! Pomyślałam, że i tak już nie będę schodzić na dół, więc przebrałam się w wampirzym tempie w koszulę nocną do kolan. Kiedy skończyłam myć zęby, Jacob właśnie rozsiadał się na moim łóżku. Usiadłam obok niego, a on objął mnie ramieniem.
- Zazdrosny? – spytałam go, z lekkim uśmieszkiem. Chciałam się z nim troszkę podroczyć.
- Tak. – mrukną. – a ty byś nie była?
- Jasne, że bym była. I byłam – niechętnie przypomniałam sobie o Leonie.
- Hm. Czyli to tak się czułaś…
- Tak, właśnie tak. Tylko ja się opanowałam, a ty prawie się na niego rzuciłeś.
- Tak, wiem… Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać.
- Nie?
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mnie też wkurzył.
- No, tak. Ale byłbym szczęśliwszy, gdyby miał zamiar wyjechać.
- Wcale mnie to nie dziwi. Też mnie irytuje ten Tristan.
- Hej, może byś pojechała razem ze mną do La Push następnym razem? Odwiedziłabyś Charli’ego, Billy’ego , Sue, Setch’a….
-Hm… Brzmi nieźle. Pomyślę nad tym. – zaśmiałam się, i dałam mu całusa w policzek. Cieszyłam się, że zakończyliśmy kwestię Tristana choć na chwilę, bo on na pewno nie dopnie swego. Ale w sumie tylko się domyślałam, co może być jego celem…

2 komentarze:

  1. Swietny rozdzial, swietny blog! Sratatata. Pozdro, Barty

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh.. Asiu nie trzeba było, naprawdę!! Roździał świetny. Barzdo dobry pomysł z La Push. Ness by odwiedziła dziadka, Billego itd. Tylko żeby Trist za nimi nie pojechał. Dlazcego on się w końcu nie wyprowadzi przecież dosonale wie że nie barzdo pasuje do tego domu.

    PS. Śliczny nagłówek. Barzdo orginalny:*


    Kama

    OdpowiedzUsuń

Kulturalnie mi sie wyrarzać, bo komentarz usunę :)