Ten rozdział jest krótki i beznadziejny...:P
Może następny będzie lepszy ;)
___________________________________
Ten dzień minął tak szybko! Nie zauważyłam nawet, kiedy zaczęło zmierzchać.
Poszliśmy do Emily i Sama, razem z Clearwaterami, Quilem, Jardem, Embrym i Billym, i siedzieliśmy tam bite trzy godziny… Chyba… A może jeszcze dłużej?... Nawet ja straciłam poczucie czasu. Świetnie się bawiłam! Razem z Emily znalazłyśmy wiele wspólnych tematów. Myślę, że szybko się zaprzyjaźnimy. Wymieniłyśmy się numerami telefonów, jakbyśmy nie zdążyli się z nimi pożegnać. Nie wiem, dlaczego ale zawsze miałam świetną zabawę, z samego patrzenia, jak Jacob je. Mogłabym go tak oglądać dzień i noc. Jadła tak łapczywie, że myślałam, że zaraz pożre także moją (o wiele mniejszą)porcję. Emily była chyba do tego przyzwyczajona, bo przygotowywała jedzenia jak na trzydzieści osób, a była nas dziesiątka.
Już następnego dnia, z samego rana, Charli wypatrywał nas z ganku, i kiedy tylko zobaczył nas, podbiegł i uściskał mnie najmocniej jak umiał.
- Hej. – zdołałam powiedzieć, kiedy dziadziuś mnie dusił.
- No witam, witam na prowincji! Wreszcie mnie odwiedziliście! Ale się za wami stęskniłem!!! – Charli nie krył swojej radości, i nie dziwiłam się mu. Za to zszokowało mnie to, że nie spytał, kiedy odwiedzi go mama, tata, Alice i inni... Dziwne…
Jacobowi chyba spadł kamień z serca, kiedy Charli oznajmił, że na przygotowane jedzenie od Sue, dokładne instrukcje jak je podgrzać. Tak więc, kolejny dzień zleciał niesamowicie szybko. Niestety już jutro musieliśmy wylatywać powrotem do Castle Cary. Kiedy już zbieraliśmy nasze klamoty, Charli zawołał nas.
- Słuchajcie, chciałbym wam to dać, ale obiecajcie, że otworzycie to dopiero w domu przy wszystkich. – oboje potwierdziliśmy, i spojrzeliśmy po sobie, co może być tak ważnego, że chce, żebyśmy nie zaglądali do tego sami. Tym bardziej lot dłużył mi się strasznie! Na lotnisku czekali na nas moi rodzice. Tata wziął nasze, a w większości moje bagaże i pojechaliśmy do domu. Świetnie się bawiłam w La Push i Forks, ale jedna nie ma to jak w domu.
- Dobra, słuchajcie! Charli dał mi jakąś kopertę… - zaczęłam.
- Tak, tak wiemy, kazał wam pokazać to nam jak będziemy wszyscy raaaazem. No dawaj tę kopertę! – przerwała mi niecierpliwie Alice. No tak, zapomniałam o naszej kochanej wróżbitce. Pewnie już wiedziała, co ona zawiera.
Zrobiłam, tak, jak powiedziała i przeczytałam tekst zawarty w środku:
„Charleas Swan i Susan Clearwater mają zaszczyt zaprosić rodzinę Cullenów oraz Jacoba na skromną uroczystość zaślubin.” Dalej była podana data i tak dalej… To był szok. Nikt chyba nigdy by się nie spodziewał, że Charli, nasz Charli weźmie ponownie ślub!
Alice jednak dostrzegła same pozytywne strony.
- Trzeba kupić nowe sukienki!!! – też się ucieszyłam, bo Al. pewnie już wie, jaki będzie kolor przewodni. A zresztą, namierzyłam jedną śliczną kieckę na wystawie w jakimś sklepie.
Już nie mogę się doczekać…
środa, 17 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kulturalnie mi sie wyrarzać, bo komentarz usunę :)